Może nie noworoczne obietnice bo tego nie robię ale w czasie między Świętami zauważyłam siedząc z książką, że praktycznie nie czytam książek, które nie są związane z moją pracą zawodową.
Z jednej strony fajnie, bo praca jest moją pasją i uwielbiam czytać rzeczy, które mnie rozwijają zawodowo. Z drugiej jednak strony mam czasem niedosyt czegoś innego. Odetchnienia na chwilę by się zapomnieć i stęskniona wrócić.
Takim niby postanowieniem stał się fakt, że obiecałam sobie czytać książki, które nie do końca są związane z moją branżą. Oczywiście od razu przebiegła myśl w głowie – jedna książka na miesiąc ale nie będę przecież okłamywała sama siebie ;)
I tak zupełnym przypadkiem jakby wszechświat usłyszał myśli w mojej głowie znajomy zostawił u mnie książkę. Trochę pewnie minie zanim się spotkamy więc postanowiłam ją przeczytać – bo co tu dużo mówić – niby nie z mojej branży (więc sumienie czyste że „nie-postanowienie” będzie zrealizowane) ale jednak trochę o zdrowiu tylko ciut inaczej :)
A co w niej ciekawego?…
Zagubieni w codziennej gonitwie za wszystkim co wydaje nam się najważniejsze, obowiązkowe, niezbędne do życia zatraciliśmy siebie.
Łatwo mówić i poszukiwaniu sensu życia, medytacji, ćwiczeniach, zdrowym odżywianiu i całej reszcie cudownych czynności które odmienią nasze życie. Szkoda tylko, że w szarej rzeczywistości nie mamy nawet minuty na zastanowienie się nad tymi tematami a co dopiero ich realizacją.
A może jednak